czwartek, 26 lutego 2015

Zdrowo jeMY


Dziś dzień żywienia zbiorowego, tzn. Mężuś w domu ;). O dziwo, udało mi się namówić Go na zdrowe posiłki. Oto nasze poranne naleśniki pełnoziarniste z owocami i jogurtem naturalnym:


Wczoraj miałam tak pracowity dzień, że ćwiczenia zostały mi na wieczór. Jak trudno było się zabrać do nich po 21... Udało się jednak! Chłodny prysznic po wynagrodził mi trudy (nie lubię gorącego prysznica). I powiem Wam, że coraz łatwiej wykonuje mi się te ćwiczenia. 
Jednak dziś miałam inną aktywność fizyczną zamiast ćwiczeń- prawie godzinny spacer nad rzeką- szybkim tempem. Nie liczę nawet setek skłonów i przysiadów robionych z Łobuzami oraz przy sprzątaniu.

Dziś czwartek. Czas na wagowe wieści. Strój- taki jak poprzednio (błagam, nie komentujcie skarpetek matki pracującej ;) ). Ta dam:

Wygląda na to, że w tydzień zgubiłam 2,5 kg! I tylko 1 razy byłam tak naprawdę głodna.
Jej, to bardzo miłe uczucie...

wtorek, 24 lutego 2015

Jednak czuć...


Wczoraj zachwycałam się świetnym samopoczuciem po ćwiczeniach, a dziś... tu boli, tam strzyka ;) Cóż, podejrzewam, że po pierwszym tygodniu będzie tylko lepiej! 
W ogóle miałam dziś problem ze zmotywowaniem się do ćwiczenia. Przez 2 godziny mówiłam sobie: "za 5 minut zacznę ćwiczenia" ;). Póki co ćwiczę w środku dnia, przeważnie w czasie, gdy Młodszy śpi. Obawiam się, że odłożenie sobie ćwiczeń na wieczór może skończyć się słabo.


Dziś czułam głód, oj, wilczy głód. Chyba dlatego w końcu zaczęłam ćwiczyć (żeby przestać myśleć). Cały dzień nie pozwalałam sobie na podjadanie, a na koniec (choć kolacja była o 18.30, bo podejrzewałam, że zasnę z Dziećmi) skończyłam po Starszym pół miseczki owsianki z gruszką i rodzynkami. O 21.20...

Dziękuję wszystkim, którzy to czytają, a szczególnie tym, którzy zostawiają ślad. To dla mnie bardzo wspierające!

A na koniec cytat, który ostatnio ktoś mi podesłał:
Trzeba wytrwałej pracy, a nie krzyków dziecinnych: "nie wytrzymam!", "nie mam sił!". Z pewnością ich nie masz i mieć nie możesz, ale Bóg jest wszechmocny, a On jest- chociaż zasłonięty przed Tobą- wierny. Bądźże wierna... 
bł. Marcelina Darowska


Foto:https:https://www.flickr.com/photos/jalon_dna/3198373014/in/photolist-5SCuSj-apcXUo-aitCCD-87w3AC-b5c3wM-3fCcUW-7Lsdn6-boh3Fq-4mL2za-4rvuJZ-32cvYf-3grLo5-tUcap-bcVLDZ-9iJ3L7-4mP8tN-9fCHpB-apcXTb-7tfK7s-akp7Fe-5ZpQdM-2VFqqo-L4wtz-apadLP-b9LBwx-paXyJZ-6v9jvw-6qaNXw-25D4Mi-5oRUGd-4RBu2V-5oy7wS-79i8Qk-3gQ3Le-8jEGNr-7QURTQ-7Wizdb-45J8BN-9fCFdH-96c5Y-9iETrp-pHkxCh-X57vF-ahQf9p-59wxRq-4AU16f-jnZ6Ze-bnCWQc-6VRbxR-4MYn7h

poniedziałek, 23 lutego 2015

Ćwiczenia i bakłażan

Jest po 22.00. Ostatnia noc minęła mi kiepsko (tysiąc pięćset pobudek...), a ja:
1. nie zasnęłam przy usypianiu dzieci
2. mam jeszcze mnóstwo energii!

Chyba nawet domyślam się dlaczego. Dziś do moich postanowień dodałam jeszcze 30 minut ćwiczeń dziennie. Wybrałam "Ćwiczenia na zdrowy kręgosłup". W teorii wydawały mi się zupełnie lajtowe, jak na początek, ale muszę przyznać, że po solidnie wykonanych ćwiczeniach naprawdę czułam niemały wysiłek (spociłam się nawet! ;) fuj- taka prawda...). Zmęczenie trwało jednak nie dłużej niż 20 minut, a później poczułam się dużo lżej! No i ten przypływ energii. Podoba mi się!

Oto ćwiczenia:



Wiem, że pewnie niejedna czytająca bloga osoba mogłaby przebiec maraton i te ćwiczenia mogą wyglądać nieco zabawnie, ale- jak to mówią- nie od razu Rzym zbudowano! Z drugiej strony, pewnie niejedna osoba czytająca tego bloga z trudem przypomina sobie siebie ćwiczącego bezustannie przez 30 minut- podejmiecie wyzwanie ćwiczenia razem ze mną? :)

Jedzenie nie zaprzątało mi dziś głowy zanadto. Miałam sporo spraw, więc udało się nie zjeść nic poza zdrowymi posiłkami o określonych porach. No, może poza kolacją, która była nieco cięższa niż ostatnio. Upiekłam bakłażana, ale nie mogłam się powstrzymać i na niektóre kawałki dołożyłam troszkę mozzarelli. Wyszło o tak: (swoją drogą, ciekawe, kiedy Google wymyśli opcję dodawania smaków na blogu... ;) )




sobota, 21 lutego 2015

Randeczka

Dziś byliśmy z Mężem na randce :) W dodatku w restauracji i do tego w porze obiadu... Nie było łatwo, ale udało mi się zamówić tylko sałatkę! (no, podgryzłam chlebka z pieca od Mężusia, ale tylko kawałeczek). Swoją drogą była pyszna, a jedzona odpowiednio wolno zdołała nawet zaspokoić głód!


A później udało mi się kupić ładne bakłażany po 4,99 za kilogram :)

I tylko owoc po Synku dokończyłam poza porą posiłków. Chyba coraz mniej czuję głód...

Foto: https://www.flickr.com/photos/sliceofchic/4902040558/in/photolist-8tbeSE-4rBCsm-4xRSCY-21E12e-6Xufr-gmcQt-8DMffK-mjTyT-9uwZbR-6TpqnH-4WYpSi-5W6i7-8Eukb3-at2yLU-5jwhfY-bLqPDH-8HdAop-7LHtBF-bpEjuk-JscUP-byDxvf-jb2JV-domNA1-9ZBGZm-Q1wZS-8gyrWP-4sA9Qj-ejhNWc-5LHph-ah6HQ1-2jrhkq-9oWubg-4NYkvZ-aQpb8v-7cPjYV-5ENdnW-k1Kh1-8Zd8hD-9ptehu-bWcGd5-4f7WBj-9NJ4UB-wEaR6-dXwYA3-8pSkrN-8eWjA2-dH6STy-7MkQMc-id7F4A-cvZcem

I wszystko jasne


I znów zasnęłam wczoraj przy usypianiu Dzieci... Miałam wrzucić aktualne wskazanie wagi i może podświadomie tak tego nie chciałam, że mój organizm sam się obronił przed stresem ;).

A poważnie- zdałam sobie sprawę z tego, co mnie stresowało w związku z ważeniem. Nie samo ważenie, bo tego się nie boję raczej, ale fakt, że obiecałam sobie, że to upublicznię tutaj...

Cóż, słowo się rzekło, a ja chcę walczyć na poważnie, dlatego przesyłam zdjęcie:

Co prawda zważyłam się w ubraniu, ale lekkim- nie ważyło na pewno 1 kg...
Nie skomentuję tego wyniku. "Jaki koń jest każdy widzi" ;)

Podejmuję wyzwanie, by w każdy czwartek zamieszczać aktualne wskazanie wagi.
Do roboty!

czwartek, 19 lutego 2015

Stresik

Dziś działania jedzeniowe bez większych trudności. No, może poza tym, że obiad zjadłam po niecałych 2 godzinach od drugiego śniadania. Tym razem plan dnia nie pozwolił na inną opcję. Musieliśmy jechać z Młodszym po Starszego i na długo oczekiwane szaleństwo w sali zabaw. Z początku miałam wyrzuty sumienia z powodu tego obiadu, ale już w połowie naszych szaleństw zorientowałam się, że mam tu tak niezłe ćwiczenia fizyczne, iż obiadek strawi się bez problemu ;)

A na podwieczorek zjadłam naleśnika z twarogiem bez cukru- był nawet smaczny....



A cóż za stres mnie dopada? 
Obiecałam sobie jutro odnaleźć wagę... Ostatnio ważyłam się jakieś 2 miesiące temu (i to na wadze u Rodziców), a nasza waga nie widziała światła dziennego od przeprowadzki, czyli ponad 4 miesięcy. Może zagubiła się na amen...? Chyba wolałabym...
Ostatnie (i najwyższe w moim "pozaciążowym" życiu) wskazanie wagi wynosiło 107,5... Aż się boję, co będzie jutro.






środa, 18 lutego 2015

Przekąseczki


Zamierzałam napisać posta również wczoraj, ale zasnęłam przy usypianiu Dzieci... Obudziłam się o 1.00 w nocy i jakoś dziwnie minęła mi chęć na pisanie ;)



Praca nad postanowieniem idzie dość dobrze. Niestety, wczoraj zdarzyło mi się poza porami posiłku skończyć (odruchowo!) połowę jabłka i wieczorem kilka łyżek kaszy. Nie sądziłam, że to pilnowanie się w kwestii przekąsek będzie aż tak trudne! Szczerze mówiąc to sporo wysiłku psychicznego kosztuje mnie to odchudzanie, bo ciągle muszę myśleć o tym, by niechcący czegoś nie zjeść ;). Cóż, dobrze, że idzie wiosna. Na spacerach i podczas zabaw na podwórku będzie dalej do lodówki! I więcej zdrowych warzyw!

Kilka osób zwróciło mi uwagę, że ostatni posiłek powinnam jeść nie o 19.00, ale na 3 godziny przed zaśnięciem. Sama już nie wiem, która wersja jest lepsza. Czy ktoś z Was zna jakieś naukowe opracowania na ten temat? 

Póki co moje pory jedzenia wyglądają następująco:

7.30- 8.00 śniadanie
11-11.30 drugie śniadanie (owoc/warzywo lub zupa)
13.30-14.00 obiad
16.00- 16.30 podwieczorek
19-19.15 kolacja
woda...

Dziś moja Mama przyniosła nam 3 serki "z krówką"- niegdyś moje ulubione... A ja nie zjem ani jednego. Ech, a tak ładnie wyglądają w lodówce...

W poniedziałek rozpocznę ćwiczenia, a w piątek (najbliższy) odnajdę naszą wagę łazienkową :)

Ps. Udało mi się zmienić zegar na właściwą strefę czasową, bo zupełnie złe godziny mi się wyświetlały...

zdjęcie: https://www.flickr.com/photos/house-n-baby/3049966740/in/photolist-5DvSRs-7hZcqR-aLp1LZ-4C1YZW-fCTFW4-enHv5-e7SsgU-5pVoeX-dYvq1-L5oqz-768ywK-9xYK6n-4YGdpX-p4hW9r-5hF57B-6Anip4-75Mh7-4XCLUL-4G7wHd-6dwkUF-CgpRN-4LJ76v-9do3aB-dCGCj-3HfQHo-7hkmCw-7Bb135-6bhAUJ-xUm6k-3gVdGC-5Lus5L-66wJ2F-9e4JFS-5v8uuv-5gTguE-65uCT2-zSwum-KvczV-dijk79-5cay9w-GYAaP-8qLsDb-87Nn8u-4hATb-3cyuV-3wgaH4-eBkGZW-5ww1XV-85PsMA-6tsoRy


poniedziałek, 16 lutego 2015

Jedzonko






Pewnie, żeby skutecznie i szybko schudnąć powinnam wybrać sobie odpowiednią dietę, zestawy ćwiczeń, plan dnia i generalnie zmienić swoje życie od zaraz. Cóż, tak nie zrobiłam. Wiem już, że w tej kwestii rewolucje nie są dla mnie. Przyjęłam więc system małych kroków.

W tym tygodniu zabrałam się za kwestię jedzenia. Na początek podjęłam walkę z moimi głównymi grzeszkami...


1. Podjadanie.
Chyba szczególnie łatwo jest z tym przy dzieciach. A to kaszka niedojedzona (a taka pyszna mi wyszła! ;), a to kanapeczka niedokończona czy pół obranego banana czekającego na lepsze czasy. A co tam- trzeba zjeść, bo nie wolno marnować jedzenia, no i większy porządek będzie w kuchni, gdy te czekające dania znikną szybko. -Tak łatwo się rozgrzeszyć. Od wczoraj- koniec z tym! Jem tylko w porze posiłku.
Nie sądziłam, że będzie to takie trudne. Dopiero teraz zauważam, jak często nachodzi mnie chęć, by złapać jakiś plasterek szynki samotnie marznący w lodówce...

2. Zero słodyczy i minimum cukru.
Żadnych czekoladek, żelek (o nie!), ciasteczek (no chyba, że upieczemy bezcukrowe...) i słodkich napoi.
Z tym póki co nie jest najgorzej, chociaż stoczyłam walkę, gdy dziś w piekarni tak pięknie uśmiechały się do mnie słodkie bułeczki... A jak pachniały!

3. Po 19.00 tylko woda.
Ile dziś już wody wypiłam... Noc nie będzie spokojna ;) Zapomniałam zjeść kolację przed 19.00 i kiszki grają mi marsza. Dam radę! (I kolejny łyk wody.) Cóż, gapowe trzeba płacić.
Właściwie dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że mam bardzo niezdrowy nawyk. Gdy tylko dzieci usną- zaczynam jeść. A jak powszechnie wiadomo, dzieci czasem mają trudności z zaśnięciem... Wtedy moja kolacja przypadała niekiedy i na 22-23... W sumie bardzo lubię (nie umiem napisać "lubiłam") to nocne pojadanie, bo to pierwszy i jedyny posiłek w ciągu dnia, który mogę zjeść naprawdę w spokoju. Bez gramolącego się na kolana głodomora (bo cóż to było dla niego wciągnąć miseczkę kaszy z owocami! W dodatku to było aż 10 minut temu!), bez nadchodzącego zza ściany krzyku: "MAMOOOOOO, bo on mi..." i wreszcie bez pośpiechu.


Póki co tylko (?) tyle. W przyszłym tygodniu dokładam do tego konkretną aktywność fizyczną. Muszę już iść spać, przynajmniej nie będę czuła, że jestem głodna ;) .



niedziela, 15 lutego 2015

Dlaczego "z miłości"?

I stało się. Pierwszy raz w życiu założyłam bloga.
Jestem mięciutka- tak powiedziało kiedyś o mnie pewne dziecko po kilku chwilach spędzonych na moich kolanach. Tak, ważę trochę za dużo...

Mam Męża i dwóch Synków. Kocham.

Co to znaczy, że chciałabym schudnąć z miłości?

  • Ważę ponad 100 kg. Kręgosłup mam w słabym stanie, a moje serce jest wciąż otwarte na kolejne dzieci... Chciałabym być ponownie mamą, ale otyłość to spore ryzyko.
  • Synkowie coraz sprawniej się poruszają, na wiosnę pewnie zaczną jeździć na pierwszych rowerkach, a ja nie będę miała siły nie tylko za nimi biegać, ale i chodzić... I generalnie szybko męczę się przy aktywnej zabawie z nimi, a chciałabym szaleć z nimi bez końca!
  • Chciałabym być atrakcyjniejsza dla mojego Męża...
  • I wreszcie- Pan stworzył mnie wspaniale, chciałabym nie marnować Jego daru...
Jestem ekstrawertyczką. Potrzebuję ludzi. Potrzebuję, by ktoś mnie to wspierał. Wstydzę się tak bezpośrednio o tym mówić i pisać np.na facebooku... 

Na dziś tyle. Jutro napiszę o moim planie na to chudnięcie i o pierwszych dniach. Aha! i skoro z miłości, to zaczęłam tę "walkę" 14 lutego ;)