Co tu dużo mówić. Jest radość. Kolejny tydzień przynosi nie tylko dobre samopoczucie, ale i konkrety:
Jak zejdę poniżej 100 kg, kupię sobie wyjątkowy zestaw skarpetek do zdjęć dla Was :)
Najfajniejsze jest to, że głodna robię się dopiero po ponad 3 godzinach, czyli dokładnie w porze na posiłek. Smakuje mi to zdrowe jedzenie! To poprzednie zdjęcie z jeleniami chyba nie było przypadkiem ;).
Napiszę dyskretnie, że wczoraj założyłam stanik, który od miesięcy leżał na gromadce: "może kiedyś będzie dobre" i czekał na lepsze czasy. Tak, zdecydowanie najbardziej czuję, że jest mnie mniej na plecach, łopatkach, w talii. Już prawie nie zwisa tam nic :P (wiem, wiem, wszyscy, którzy to czytają i noszą rozmiar poniżej 44 popukają się pewnie w głowę, ale ja tam się cieszę z moich 103 kg -nie sprawdzajcie tylko, jak fajnie jest tyle ważyć! ;) ).
Jest jeszcze coś świetnego poza tym, że Mężu zaczął ze mną ćwiczyć. Rozmyślałam sobie głośno, jak miło byłoby w 4 rocznicę ślubu ważyć tyle, ile w dniu ślubu- 89 kg. Usłyszał to mój Luby i obiecał mi, że jeśli tak będzie to on funduje nam pobyt w tym samym hotelu, w którym spędziliśmy naszą noc po-poślubną (tak, TĘ wyjątkową)! Szczerze mówiąc, będzie musiał nieco zaryzykować, bo apartamenty trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem ;).
I ostatnia myśl. Zobaczyłam dziś w Internecie takie zestawienie dwóch zdjęć tej samej kobiety:
1. około 100 kg (na oko) 2. około 60 kg. - Jaka to szalona różnica. Patrząc na to zdjęcie kobiety przy kości, nie sądziłam, że mieszka tam (w tym ciele) taka zgrabniutka dziewczyna. Hmm... Zastanawiam się, czy we mnie też taka mieszka...
Foto: flickr.com Adriana Cecchi