czwartek, 30 kwietnia 2015

Czwartkowo!

Nareszcie udaje mi się zamieścić w czwartek czwartkowy post. Będzie krótko, bo z komórki i z wielkim zmęczeniem.  Dzieci nadal chore=nieprzespana noc + marudny dzień. 
Ważenie było. Zdjęcia nie ma. Musicie mi zaufać na słowo, że waga wskazała dziś: 99,9. Ha, poniżej 100 jednak! ;).
Udało mi się tez poćwiczyć.  O wiele lepiej mi z ćwiczeniami.  Zaliczyłam jednaj niezłą wpadkę.  Spacerując po mieście z Młodszym (on nie ma goraczki) natrafiłam na nową budkę z lodami. Dziś było otwarcie.  Rozdawali za darmo. Ja właściwie nie lubię lodów... I zupełnie nie wiem, dlaczego się nim poczęstowałam... Ech.

środa, 29 kwietnia 2015

Udało się

Wiem, że to niewielki sukces, ale i tak pozwoliłam sobie ucieszyć się nim. Zrobiłam dziś swój 30-minutowy zestaw ćwiczeń! Po prawie miesięcznej przerwie. Nie było łatwo, bo Dzieci chore, więc z dzień ani chwili. Dopiero gdy zasnęli poćwiczyłam. Myślałam, że bardziej straciłam kondycję. Pamiętam, że po pierwszym razie ever z tymi ćwiczeniami byłam o wiele bardziej zasapana. Dziś było mi nawet przyjemnie! Jutro też poćwiczę!

foto: https://www.flickr.com/photos/denisdefreyne/1040165363

wtorek, 28 kwietnia 2015

Pies uciekł, wena uciekła.

Ech, tak, czwartek minął- zdjęcia ni ma. Ha, a to nie prawda! Zdjęcie jest, jeno publikacji ni ma ;)
Zrobiłam tę fotkę w ostatni czwartek rano i od tamtej pory codziennie zamierzałam napisać. W czwartek wieczorem miałam poćwiczyć. "Napiszę po ćwiczeniach, będzie się czym pochwalić"- pomyślałam sobie. Jednak jako że nie poćwiczyłam i nie było się czym chwalić, postanowiłam czekać do kolejnego dnia. Postanowienia takie same. Efekt... też taki sam. Niestety. W końcu zaczęliście pytać, czy żyję w związku z tym piszę, jednak do pochwał powodów brak...
Wybaczcie moje stopy w wersji saute... Mam nadzieję, że nikogo nie zniesmaczają. Może kiedyś zaprezentuję je w ciekawszym wydaniu ;). 

A skąd taki tytuł? Bo naprawdę pies uciekł. Taki nasz podwórkowy, wieloletni wyjadacz resztek. No właśnie- wyjadacz... Odkąd przestałam kończyć po dzieciach to on dostawał pozostawione przez Łobuzków smakołyki. Czmychnął w Wielki Czwartek. Podobno z suczką sąsiadów. Wykopali podkop... Suczka cywilizowana, luzem na podwórku chowana, a nasz wariat z kojca. Ona po 2 dniach wróciła, naszego nie ma po dziś dzień. I znów pojawił się problem resztek. Chyba małego wieprzka musimy sobie kupić. Nie dość, że nie będzie problemu z resztkami, to i jeszcze po nim za wiele ich nie zostanie (już mi ślinka leci, bo mięsożerna to ja jestem).

Dzięki wszystkim nowym komentującym za zainteresowanie i starym za wierność. Jutro już NAPRAWDĘ poćwiczę! I notkę Wam o tym napiszę, jak już sapać przestanę, bo pewnie bez tego się nie obejdzie po takiej przerwie. Anonimowa B., dołączasz do mnie? Może ktoś jeszcze podejmie wspólne wyzwanie 30 min. ćwiczeń codziennie? Mój kręgosłup ewidentnie domaga się uwagi. Może Twój też?

A wiecie co jeszcze? Przestałam już definitywnie karmić piersią. I tak sobie myślę, że te dość przyzwoite wskazania wagi, mimo braku moich starań ostatnio, to chyba po części efekt zakończenia laktacji. Wiem, że to może głupio zabrzmi, ale moje piersi dawno nie były tak małe. "Małe" to pojęcie względne, bo i tak miseczki mają wielkość, jak to zwykłam nazywać, "pod koniec alfabetu" ;). Jednak skoro różnicę zauważył nawet mój Mężuś, to coś jest na rzeczy ;). (Kochanie, pozdrawiam Cię!)

Na koniec wklejam zdjęcie, którym rozbawił mnie ostatnio mój Mąż. I powiem Wam, że coś w tym jest:






piątek, 17 kwietnia 2015

Czwartek w piątek z konferencji

Zdjęcie wykonałam wczoraj, ale dopiero dziś je zamieszczam. Czwartek był bardzo gorący. Pakowanie, ogarnianie,  zakupy, gotowanie. A dziś w środku nocy wyjechałam do stolicy. Matka pojechała się kształcić,  a co! :) Konferencja pedagogiczna w pociągającej dziedzinie. Może jeszcze nadaję się do czegoś poza gotowaniem i sprzątaniem? Bardzo potrzebuję wzmocnić swoją wartość na pozadomowych obszarach... I bardzo mam chęć działać!
Ale do rzeczy. Blog o odchudzaniu zobowiązuje do pisania głównie na temat. Spadku wagi nie ma tym razem. I mnie to nie dziwi. Może nie pofolgowalam sobie zupełnie, ale dobrze też nie jest. W lodówce mniej i mniej warzyw. Coraz częściej kanapki. Zdarzają się słodkości. Słabo.  No i ćwiczenia... zaniedbane. A bolący (znów! ) kręgosłup dopomina się swego. Jakoś nie mogę przełamać tej niechęci. 
Wstyd mi się przyznać, ale wykrzesanie z mojego wnętrza wewnętrznej motywacji jest jak rozpalanie ognia w oceanie... Kurcze, chyba jednak tradycyjny model edukacji, przez który zostałam przepuszczona, mnie spaczył. Potrzebuje wzmocnienia... A widzę,  że poczytność bloga spada, komentarze pojedyncze...
Trudne to.
A wiecie co jeszcze? Jest pewna nowina! Wczoraj powiedziałam mojemu Mężowi o istnieniu tego bloga. Ciekawe, kiedy tu zajrzy i coś skomentuje :)

wtorek, 7 kwietnia 2015

Czwartkowo we wtorek

Alleluja! Chrystus zmartwychwstał!

W Wielki Czwartek nie zajmowałam się ważeniem i pisaniem- zbyt ważny dzień, by prozą życia się zajmować ;). Dziś za to nadrabiam zaległości. Demotywacja minęła po kilku dniach. Co prawda do ćwiczeń jeszcze nie wróciłam, ale zaczęłam więcej się ruszać i wróciłam do właściwego żywienia. Dzisiejsze wskazanie wagi zaskoczyło mnie i ucieszyło zarazem!
... chyba muszę kupić zestaw nowych skarpetek :) Co to ja jeszcze obiecałam, że zrobię, jak będę ważyła dwucyfrowo...?

Dziś krótko, z życzeniami nie zmarnowania czasu zmartwychwstania (wciąż wszak trwa oktawa!).