Był wyjazd to i powrót być musi. Dobry czas mieliśmy w Stolicy. Załatwiliśmy kilka spraw, kupiliśmy pralkę (hurra!), a P. w przypływie dobrego serca, kupił mi smartphone, dzięki któremu będę mogła bardziej panować nad moimi firmowymi sprawami mobilnie (wspaniale!). Poza tym odwiedziliśmy rodzinę Mężusia i pojeździliśmy komunikacją miejską (Starszy to uwielbia!).
A sprawy odchudzaniowe? Tak sobie... Jak widzicie, nie było pomiaru wagi w czwartek, bo i wagi nie było na podorędziu. Myślałam sobie, żeby zważyć się dziś, ale nie... Boję się ;) Poczekam do czwartku! Rzeczywiście, trudniej było mi przestrzegać swoich "zdrowych" zasad na wyjeździe (nawet mimo tego, że przygotowałam 3 słoiki zupy i 20 malutkich pulpecików z indyka na wyjazd!). Nie ćwiczyłam- nie było ani czasu, ani warunków. Zjadłam nieco więcej słodkiego niż normalnie. Kilka razy coś tam skończyłam po dziecku i raz jadłam po 21 (babskie ploty w restauracji...)!
Szczerze pisząc, opadła mi trochę motywacja przez ten czas... Dziś już niewiele brakowało, bym otworzyła czekoladę Milkę, która leży u nas w szafce i czeka na lepsze czasy. Oby ten spadek motywacji był chwilowy...
Foto: flickr.com Filip Bramorski
Niech żyją babskie ploty.....!!!! Nawet po 21! ;) Trzymam kciuki Mięciutka!
OdpowiedzUsuń