poniedziałek, 16 lutego 2015

Jedzonko






Pewnie, żeby skutecznie i szybko schudnąć powinnam wybrać sobie odpowiednią dietę, zestawy ćwiczeń, plan dnia i generalnie zmienić swoje życie od zaraz. Cóż, tak nie zrobiłam. Wiem już, że w tej kwestii rewolucje nie są dla mnie. Przyjęłam więc system małych kroków.

W tym tygodniu zabrałam się za kwestię jedzenia. Na początek podjęłam walkę z moimi głównymi grzeszkami...


1. Podjadanie.
Chyba szczególnie łatwo jest z tym przy dzieciach. A to kaszka niedojedzona (a taka pyszna mi wyszła! ;), a to kanapeczka niedokończona czy pół obranego banana czekającego na lepsze czasy. A co tam- trzeba zjeść, bo nie wolno marnować jedzenia, no i większy porządek będzie w kuchni, gdy te czekające dania znikną szybko. -Tak łatwo się rozgrzeszyć. Od wczoraj- koniec z tym! Jem tylko w porze posiłku.
Nie sądziłam, że będzie to takie trudne. Dopiero teraz zauważam, jak często nachodzi mnie chęć, by złapać jakiś plasterek szynki samotnie marznący w lodówce...

2. Zero słodyczy i minimum cukru.
Żadnych czekoladek, żelek (o nie!), ciasteczek (no chyba, że upieczemy bezcukrowe...) i słodkich napoi.
Z tym póki co nie jest najgorzej, chociaż stoczyłam walkę, gdy dziś w piekarni tak pięknie uśmiechały się do mnie słodkie bułeczki... A jak pachniały!

3. Po 19.00 tylko woda.
Ile dziś już wody wypiłam... Noc nie będzie spokojna ;) Zapomniałam zjeść kolację przed 19.00 i kiszki grają mi marsza. Dam radę! (I kolejny łyk wody.) Cóż, gapowe trzeba płacić.
Właściwie dopiero niedawno zdałam sobie sprawę z tego, że mam bardzo niezdrowy nawyk. Gdy tylko dzieci usną- zaczynam jeść. A jak powszechnie wiadomo, dzieci czasem mają trudności z zaśnięciem... Wtedy moja kolacja przypadała niekiedy i na 22-23... W sumie bardzo lubię (nie umiem napisać "lubiłam") to nocne pojadanie, bo to pierwszy i jedyny posiłek w ciągu dnia, który mogę zjeść naprawdę w spokoju. Bez gramolącego się na kolana głodomora (bo cóż to było dla niego wciągnąć miseczkę kaszy z owocami! W dodatku to było aż 10 minut temu!), bez nadchodzącego zza ściany krzyku: "MAMOOOOOO, bo on mi..." i wreszcie bez pośpiechu.


Póki co tylko (?) tyle. W przyszłym tygodniu dokładam do tego konkretną aktywność fizyczną. Muszę już iść spać, przynajmniej nie będę czuła, że jestem głodna ;) .



4 komentarze:

  1. Trzymam mocno kciuki i wspieram Cię myślami! Jeśli trudno jest znaleźć motywację wewnętrzną, to dobrze jest szukać tej z zewnątrz - blog to ciekawy pomysł na taką właśnie motywację! A może dzięki Twoim wpisom, zmotywują się inne osoby i wtedy korzyść będzie obustronna! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ufam, że ta motywacja z zewnątrz będzie trwalsza niż moja wewnętrzna zazwyczaj.

      Usuń
  2. A o której kładziesz się spac? Ostatni posiłek powinien byc ok 3 godzin przed snem. W diecie nie chodzi o to, żeby byc głodnym! Prędzej czy później prawdopodobnie przyjdzie frustracja i np nocny napad na lodówkę. Poza tym zbyt dłygie przerwy między posiłkami prowadzą do zmniejszenia tempa przemiany materii.
    Jeśli chodzi o wcześniejsze postanowienia - jak najbardziej jestem za! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, zrewidowałam już moje postanowienia i z jedzenia przed 19 zmieniłam sobie na jedzenie około 3h przed planowanym snem.

      Usuń

Zostaw ślad, pomóż mojej motywacji.