czwartek, 19 lutego 2015

Stresik

Dziś działania jedzeniowe bez większych trudności. No, może poza tym, że obiad zjadłam po niecałych 2 godzinach od drugiego śniadania. Tym razem plan dnia nie pozwolił na inną opcję. Musieliśmy jechać z Młodszym po Starszego i na długo oczekiwane szaleństwo w sali zabaw. Z początku miałam wyrzuty sumienia z powodu tego obiadu, ale już w połowie naszych szaleństw zorientowałam się, że mam tu tak niezłe ćwiczenia fizyczne, iż obiadek strawi się bez problemu ;)

A na podwieczorek zjadłam naleśnika z twarogiem bez cukru- był nawet smaczny....



A cóż za stres mnie dopada? 
Obiecałam sobie jutro odnaleźć wagę... Ostatnio ważyłam się jakieś 2 miesiące temu (i to na wadze u Rodziców), a nasza waga nie widziała światła dziennego od przeprowadzki, czyli ponad 4 miesięcy. Może zagubiła się na amen...? Chyba wolałabym...
Ostatnie (i najwyższe w moim "pozaciążowym" życiu) wskazanie wagi wynosiło 107,5... Aż się boję, co będzie jutro.






6 komentarzy:

  1. Nie boj sie Kochana! Najwazniejsze to spojrzec wadze w oczy! I pamietaj, ze to tylko cyfry, najwazniejsze jest to, ze to Ty decydujesz o swoim zyciu, a nie dwu czy trzycyfrowy wskaznik elektroniczny (polecam elektroniczne wagi swoja droga).

    Anonimowa B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... Moja wartość leży gdzie indziej. Dzięki za przypomnienie. A o powodzie stresiku już wiem. To nie waga, a publikacja ;)

      Usuń
  2. Powiem Ci tak-107,5 to ja bym chciała. Ile wskazuje moja waga nie powiem nawet na torturach, ale jak kiedyś - daj Boże - dojdę do 107,5 to będę szczęśliwa jak wariatka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimowa- wierzę, że tak kiedyś będzie, ale zacznij od pierwszego kilograma. Później będzie już tylko bliżej do 107,5! :) Dołącz do mnie i Anonimowej B. To jest możliwe. I wiesz, że nie Twoją MOCĄ... Flp 4, 13. Alleluja! ;)

      Usuń
    2. Ja postanowiłam się ważyć w soboty. W pierwszą od wprowadzenia zmian żywieniowo - ruchowych: 1,5 kg w dół. Super! Druga - po naprawdę ciężkim tygodniu walki - 3 kg w górę!!! Nie pojmuję czemu. Był płacz i zgrzytanie zębów. I wielki krzyk do Boga. A potem... stopniowo, aż do dziś (czyli tydzień) pokój, tzn. małymi kroczkami wprowadzam zmiany i liczę na to, że może nie dziś, ale kiedyś będą efekty. Parafrazując nie pamiętam którego świętego pracuję, jakby wszystko zależało ode mnie i ufam tak, jakby wszystko zależało od Pana. A! I oprócz ważenia dołożyłam mierzenie obwodu brzucha i bioder - daje bardziej wiarygodne pomiary (ponoć). Ściskam Cię, Mięciutka! Twoja M.

      Usuń
    3. Jak wspaniale, że i Ty konkretnie działasz!!! Nie wiem, jak wyrazić swoją radość, ale jest ogromna! A ćwiczysz też? Może masz zepsutą wagę ;).
      Ja wierzę w to, że będzie dobrze i czuję, że Pan się troszczy. Dziś mam w głowie krótki fragment z Pisma: "jesteście cenniejsi niż wiele wróbli...".
      PS. a może też założysz bloga?

      Usuń

Zostaw ślad, pomóż mojej motywacji.