środa, 4 marca 2015

Zmęczenie

Jestem nieco zmęczona. Nie dietą, ale w ogóle. Taki teraz mam czas. Trudno mi zebrać myśli, słabo się wysypiam (Młodszy budzi się kilkanaście razy w nocy), Mężuś znów na kilka dni poza domem... Dziś cały dzień (od 9 do 15) jeździłam po okolicy dalszej i bliższej w poszukiwaniu kwater dla jakichś tam (nieważne) dzieci na wakacje... Później: odebrać Starszego z przedszkola, nakarmić obu, ogarnąć dom, pojechać ze Starszym na koncert do szkoły muzycznej, znów nakarmić, wykąpać, położyć spać. Może nie powinnam tego pisać, bo mało ma to wspólnego z moim odchudzaniem. Chociaż- dziś nieco ma- przez to zabieganie i zmęczenie nie udało mi się poćwiczyć. I już się nie uda. Żadna siła nie przekona mnie dziś do tego.



Żeby nie było tak pesymistycznie, napiszę, że udało mi się dziś trzymać pory posiłków bez podjadania. Może trochę za dużo węglowodanów pożarłam, ale na wieczór już tylko sałatka delikatna...

Z kolei wczoraj wieczorem przesadziłam... Miałam pierwszą w tym odchudzaniu (i mam nadzieję, że ostatnią) dużą "wpadkę". Planowałam, że wczoraj popracuję przy komputerze do około północy, dlatego kolacja miała być o 20. Chciałam przedtem położyć Chłopaków spać. Plan udało się zrealizować prawie idealnie. "Prawie", bo przy okazji zasnęłam sama. Obudziłam się nieco po 22 i poczułam duże burczenie w brzuchu. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się przed otwartą lodówką, a po chwili zjadałam już pomidora i jajko na twardo z MAJONEZEM!!! (i wcale nie był light!). Lipa panie, lipa... Cóż, przynajmniej nie padłam od razu do łóżka tylko się jeszcze nieco poruszałam- przez kilka minut "globalnie" (pochodziłam i poćwiczyłam), przez prawie 2 godziny dość "lokalnie" (palcami na klawiaturze). 

W związku z tym całym powyższym związkiem nie spodziewam się szczególnych efektów podczas jutrzejszego ważenia. Cóż, oby cokolwiek w dół...

Dziękuję, że komentujecie moje wpisy. To dodaje mi ochoty zarówno do walki o kolejne kilogramy w dół, jak i do pisania. Miałam już chwile zwątpienia w sens tego bloga i myśli "pewnie i tak nikt tego nie czyta...". Teraz już wiem, że są tacy, którzy jednoczą się ze mną- to miłe.


Foto: https://www.flickr.com/photos/aris1983/15099749386/in/photolist-p1jaqE-M2C8H-dqzqp-eeEgT3-3bvreH-4Q8Hs-6yC92a-7bFnNB-dXuV37-7MF8Z8-ocDu5V-dkjhfR-5b8K1e-4Ss1Q3-7uhxbw-7EoR4R-dM5FEU-rTp2N-SuiWg-63QF5G-9fDKUB-pvSdsM-CYwMQ-aTP6VH-pfPkPT-8aDUmZ-2viCUB-eeuxHY-p228Tb-etkEqf-5CerP9-qXxZg-dpKkmd-6Ep6ka-7HnDeX-dEeFAk-61Akdp-4WSUWp-9XxQqb-67qd48-7iWjDS-b5WkX6-9FS5qi-dMbWE1-nntBk4-5MANfR-dsrmGt-9eKcrK-o2VXZ6-8cfz8F



4 komentarze:

  1. Trzymam kciuki! I z całego serca życzę powodzenia.
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że czytamy! Powiem więcej, czerpiemy zewnętrzną motywację :D
    Dzięki!
    Anonimowa B.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie! Coraz więcej sygnałów od zmotywowanych dostaję, to bardzo miłe. Ciekawe, ile kg schudniemy (wszyscy czytelnicy) łącznie przez czas pisania tego bloga? ;)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw ślad, pomóż mojej motywacji.